POEME ROMÂNESTI ÎN LIMBI STRĂINE

 

Cassian Maria SPIRIDON

 

Tajemnica życia człowieczego nie polega na tym,

aby żyć, lecz w tym, aby wiedzieć, dla czego żyjesz.

F. M Dostojewski – Bracia Karamazowy

 

GLĂSUIREA BUFONULUI/ MOWA BUFONA

 

ja mieszkam się poniekąd obojętnie

okupuję ciało swoje

okupuje mięso swoje

przechodzę przez przestrzeń

bez powiewa albo fały chłodu

w ślad za mną

żaden papier nie wstaje na nogi

obmacuję próżnię

albo przejdzie przez niej

 

*

nagle

serce było też

zamieszana w niebie

i padał śnieg

dużymi perzami

aż mogłem przysięgać się że stałem jeziorem

prawie jeziorem

w którym ręka biało odmraża się

*

nocą idzie krokami cieniowymi

dusza

nosi na plecy głowę bladą

włosami z popiołu

dźwiga się w pokoju pustym

zaledwie dyszy

 

skryty pod książkami słyszę wzdychanie

wtedy bojaźliwie szukam Książkę

i otwieram ją

 

*

nabój nalewany dla mojego serca

chodzi i błąka się przez świat

szuka mnie bez odpoczynku

zamknięty w dossier

trzema albo czteroma pieczątkami

przez które Prawo dochodziło do zgody

wytłoczyć kilka gramów ołowiu

 

*

noszę swój cień chory od złego

ukradkiem// sinymi piętnami

 

odcięta szablami z trawy

uderzana kamniami

 

noszę swoją cień chora od złego

powietrza// od wiatru pełnego pyłem codziennym

pyłem nocnym

chora od pustki

noszę cień swój jak światło

podniecone na niebie

opylony/ wygoniony

śledzi za moją duszę

 

*

ważne jest to

ażebyś nie dokańczać

ażebyś ścierać buty nasze

 

naszymi plecami

bez zazdrości

 

ażebyś nie robić sobie problemów

usta dają się zobaczyć

zęby dają się słyszeć

ważny jest

pierwszy krok

jutro znajdzie drzwi pokoju//zdzierane

papiery rozpraszane po całemu polu

piętna na niewidocznej stronie

poematy samobójcze

 

CINE NU IUBESTE/ KTO NIE KOCHA

 

kto nie kocha światło// jej transformacje

cząstki// wieczne falowania

przenikniecie promieni we wszystkie zakątki

kto go nie zna

(ale jakie wzdychanie pod nocne ubranie

uderza w błony bębenkowe

nieznane//fatygujące

 

naprawdę silniejsze od gwiazd niebieskich

błyskających

pojawiają się ogromne oczy które otwiera

w duszach

bardziej głębokich niż od światła

podniesie nad wątłą naturę i oczywiście bez końca

drogę serca)

 

gdybym nie była właścicielką kosodrzewiny

na jakich ścieżkach zgniłyby

 

w twoich sanktuariach znalazła miejsce swoje miłość

rozebrana// opustoszona od małych wydarzeń ziemskich

tylko wariaci mogą cię lekceważyć

w ciągle utrudzenie codziennie

do ciebie zwraca się dusza

ty wysyłasz Człowieka w twych chwilach silniejszych

masz inkrustowane na łbie// prawo moralne

(– zachowujesz klucz między delikatnymi piersiami dziewic –)

naokoło młodego bożka

kleszcze i takie igły zaczerwienione

dla jaśniejszego przytulenia

do twoich piersi dziewiczych

dla pewniejszego wzajemnie przeniknienia się

na twoich ramionach wzdycha -

gigantyczny świat nie wypoczętych kul-

do bardziej wewnętrznej duszy//materii

od cichszego zioła do ust wszech-zawiadamiających

do kamnia kanciastego

ubrana w szarym przenikniesz wszystko

w dalekiej przestrzeni zasiewasz

– uciążliwe skrzydła uczuć –

w zabłyskujących gwiezdnych jajkach

z niewyczerpaną siłą i wrogością

miłości

między popręgami stabilności

ty pijąca maku

dajesz możliwość spotkania w przybytkach uszedłych (zmarłych)

 

nad krajną leci

duch pełny łzami

ciężki jest krzyż// dla jedynej formy

uświęcone dotknięciem miłości// upuści

źródło

 

ten czyje usta zwilżały fały

naprawdę
będzie w carstwie cierpienia

 

czuję silny przypływ wznawiający

w piersiach morskich bogiń przemieszka

dusza//w dzikości wstrętu wywracany

znajdzie znaczenie

rozpada się jak pył kwiat tajemniczy

życia

 

 

CU UMĂRUL DEZGOLIT/ *** OBNAŻONYM BARKIEM…

 

obnażonym barkiem// w splendor

mówić o mnie i o ciebie

bez otwierania ust

– kiedyś –

palcami// oczami//skórą

pokryty ubraniem lata

także jak prysznicy to że samo i deszcz

przelęknie się twoim ciałem

 

leżące na plaże

piaskiem w dłoniach

ziarno za ziarnem// kod rąk

bieganie krwi

dla twego oka gaszę

pieszczotę/ na łbie okrytym już liśćmi

 

król morza

mam mówić o mnie i o ciebie

bez mowy

 

***ÎN ZIUA CÂND.../ ***W TYM DNIU KIEDY SIĘ URODZIŁEM…

 

w tym dniu kiedy się urodziłem

ksiądz wychodził z kościoła

i śpiewał;

„Jezus Chrystus zmartwychwstał

śmiercią na śmierci deptał”

w tym dniu kiedy się urodziłem

rano o godzinę szóstej

wiosna była u szczytu

kwitnął lilak

wróżki były sprzyjające

gwiazdy trochę mrugały

 

wolny

okazałem się w ręce życia

zaczynając od zera

zaduszony buntem

i sam w sobie

 

kiedy się urodziłem było

duży tych, którzy zmarły przed tym

i dużo tych, którzy będą się urodziły potem

było też dużo trawy

którą nie możliwie było stąpać później

ni mną ni innymi na zawsze

był jeszcze koń czerwony na żółtym polu

na którego nikt nie miał odwagi

ni wtedy ni wsadzić się później

 

i nade wszystkim był Księżyc sam i chory

– jak kobieta za dogrzewana, rozdziewiczona

późno i trochę niezręcznie –

był jeszcze pasterz mający dużo owiec i psów

były dzikości , zioła, szczyty i wody

 

kiedy się urodziłem już była napisana

księga

o życiu na ulicach pod Księżycem

gdzie kochamy bliźnich// jak duże rzeki

gdzie jest i noc// gdzie jest i ból

gdzie historia jest coś w rodzaju padania

gdzie biegają przez przezroczysty duch śniegu

były wpisane// wszystkie plemiona i wszystkie wypadki

i to nie było tyle

ale bardziej poważne ale//

to mnie nie obchodzi

kiedy każdy obroni się

jak mu możliwie

 

PERDELE MURDARE/ BRUDNE ZASLONY

 

mają taki kolor jasnofioletowy-brudny

zawierające dziwne odblaski odebrane z zachodu

dają taki stan grozy

na nich zgraja wilków liliowych

zasłony schodzą z okna zagonione wiatrem

zgraja idzie na nas

zagrożony schowasz się

zachód biega przez pokój

byliśmy zmuszony na męczarnię

zasłon jasnofioletowych

 

 

AM SCRIS UN TRATAT/ NAPISAŁEM TRAKTAT

 

napisałem traktat

o śmierci

o istocie i pustkę

cały dekalog o miłości

esej też napisałem o bojaźni

pracę

o nieśmiertelności

pokazując próbowania Ziemi

dźwigi gwiazd

do ognia wszystko

 

popiół wypiję

rano i wieczorem

w dniu i w nocy

 

PORNIND DE LA ZERO/ ZACZYNAJĄC OD ZERA

1

od zera zaczynając

w miarę

dłońmi zakręcanymi

obracanymi

oczami patrzącymi

plecami naprostowanymi

na linii deszczu

od zera zaczynając

ustami zamkniętymi

wiarą

rozpaczliwie

zaczynając i poczynając

w tysiąc kierunków

– tyle może się zdarzyć –

2

zaczynając od zera w życiu

od bólu

od pierwotnej formy materii

od krzyku kamienia

przyznam się że jestem wtrącony

wszystkimi komórkami

groźnymi moimi neuronami

w ewolucji

w socjalne istnienie

wszakże zabiłem swoją

cień

nie mogę żyć bez igła wwiercającego się

bez milczącego/ badawczego spojrzenia

poznania

 

3

stan zerowy

stan chwiejności

zawierana w brak sensu

stan od którego zaczynamy

stopami gołymi

od skały dziewiczej

puścimy się w wybuch

 

4

zajmuję się przejściem duszy przez

miecz

jakbym całował kobietę

zajmuję się przejściem ciała przez

naboje

dopóki stanę

– rozpraszaczem płodności –

Dyonisos rozdzierany Bachantkami

zajmuję się przejściem rozumu przez

rygory poezji filozofii teologii

– jakbym liczył na plecach ślady rózg –

zajmuję się spojrzeniem i spojrzeniem spojrzenia

i uchem które podsłucha

jak muszla – pełna hukiem życia

zajmuję się dowiedzieć się jak można

okupować istnienie

które przypadek rzucił ci w ramiona

jak można okupować bez// albo przed

zaczynania wycia

zajmuję się zginięciem ego

trwaniem wzrostem

zajmuję się zajmuję się

5

ponieważ ruchy są niepotrzebne

dzieła są niepotrzebne

rzeczy niebo…

są niepotrzebne

przyznam się że jestem niepotrzebny

jak miecz który nie wyjechał

do wojny

jak książka którą nikt nie chce

czytać

jak Wszechświat

z planetami nie zamieszkiwanymi

jak krzyk materii

wybuchającej

 

6

zaczynają od Nic

dobrze się zrozumiałem

wszystkim co był twardym

zawierającym prawdę

w pakiecie nerwów historii

kilogram stali

jest zawsze równy

do kilograma mózgu

ale

nie zawsze 2X2 robi coś

i my nie szczęśliwi

zawsze

i ilu z nas

jeszcze kochają

 

7

naprzeciwko wszystkiemu temu

uważam że

możemy pójść dalej(Kontynuować)

Zaczynając od zera, 1985

Po polsku i po rumuńsku Przekład Alexandra G. Serbana

Opracowanie – Waldemar Michalski, Ryszard Kornacki

 

g

 

 

Home